Z założonemi w tył rękami, chodził po całych dniach z pokoju do pokoju, a gdy kto do niego przemówił, dwa i trzy razy powtórzyć musiał, nim go Książę zrozumiał.
Zobaczywszy mnie:
— Zguba się znalazła — rzekł — a gdzieżeś to ty bywał, panie kochanku?
— W domu się trochę gospodarowało!
Głową pokręcił i poszedł odemnie. Nie okazał mi ani żalu, ani gniewu, owszem łaskaw bardzo był dla mnie. Dowiedziałem się, że do Rejtena posyłał Wołodkowicza, żeby przyjechał do Nieświeża, zaklinając się, iż złego słowa nie powie, bo żalu doń nie ma. Ale ten nie prędko się tu znowu znalazł, bo sam miał żal, którego się pozbyć nie mógł. Drugiego dnia sam mnie zaczepił:
— A może tobie czego potrzeba na gospodarstwo? nasienia pewno dobrego nie masz? to gadaj.
Podziękowałem za łaskę, ale obsiać się było, dzięki Bogu, czem.
Przez cały dzień przyglądając mu się z daleka, czytając z jego twarzy, łatwom wyrozumiał, że cierpiał, tylko się z tem ukryć pragnął, bo nie lubił, aby go konsolowano, i w sobie wszystko przetrawiał. Koncepta wymyślał, choć mu się nie udawały. Śmieli się z nich tylko ci, co gotowi byli i płakać dla łaski pańskiej i na pogrzebie tańcować. Tych on nie lubił, choć ich znosił przy sobie, a przy okazji niemiłosiernie się z niemi obchodził.
Wszystko się jakoś nie wiodło, i myśliwstwo, i zabawy, i pijatyka, i teatr, i muzyka. Wymyślano różne różności, nic w smak nie szło. Proces jak miecz Damoklesa wisiał nad głowami, bo zdawał się nieuchronny. Zatoczy się bywało wózek przed oficyny, albo pokaże jaka figura nowa, którą można za kauzyperdę wziąć zdala, wnet posyła Książę: kto? z czem? Byle się drzwi otwarły a nowa twarz w progu, ot i pozwy. Gotując się do tej sprawy, ludzi, co byli na polowaniu, aby nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.