go nie miał. U Radziwiłłów też ani plenipotentem, ani prawnikiem, ani żadnym oficyalistą nie był. Dawano mu od niepamiętnych czasów mieszkanie na tyłach w Kardynalii, i z kasy rocznie, tytułem gratyfikacji wypłacano złotych tysiąc. Harkiewicz, choć na pozór nic nie znaczył, obawiali się wszyscy jak ognia. Ktoby nań patrzał, wziąłby go za najniewinniejszego w świecie człowieka, zdawało się, że nigdy nic nie robił i na nic się nie oglądał, a wiedział wszystko.
Z rana szedł naprzeciwko do kościoła św. Jana na prymaryę każdego dnia, nie chybiając nigdy, zawsze jednakowo ubrany, kontusz niezmiernie długi po kostki, szabelka mała, czapka bardzo wysoka pikowana i stercząca, wąsik, jak sznureczek, twarzy pół łokcia, gęba szeroka, zamknięta i zaciśnięta, jakby go przez pysk płatnął i zaszył. Z kościoła zaraz w prawo do garkuchni szedł na piwo grzane ze śmietaną, bo kawy nie lubił; polewkę przełknąwszy, ulicą wprost przed Ratusz na Imbary, i tu słota, czy pogoda, specerował. Gdy lato, w sieni ratuszowej szukał sobie schronienia.
Obiad zawsze jadł u przyjaciela, niejakiego Hanusza, który był urzędnikiem przy magistracie; poczem odbywał już do późnego wieczora pielgrzymki niby bez celu, po ulicy niewielkiej, od sklepu do sklepu, z każdym się wdając w gawędkę, około zamku, po kanoniach i t. p.
Znali go w Wilnie wszyscy jak zły szeląg, ale nikomu on tam nie szkodził, nikt doń zęba nie miał, oprócz sług Radziwiłłowskich, na których miał baczne oko.
Gdy od niego list przyszedł, było to znakiem, że się coś stać musiało ważnego, bo pisywać nie lubił, i będąc zmuszony, gryzmolił jak kura, że trudno było odczytać a trudniej zrozumieć. Miał taki sposób wyrażania się zagadkowy, że trzeba się z nim było znać, aby dociec, co chciał powiedzieć. Najczęściej w liście samym nie było nic, dopiero w przypisku stała enigma.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.