— Hm? co ja radzę? — odparł Pisarzowicz. Gdyby Książę się mnie był spytał o radę, temu pół roku, możebym ją był znalazł; teraz, ta kieszeń, w której nosiłem rady, przedarła się i wszystkiem pogubił po bruku.
— Wiesz co, — odezwał się do Wołodkowicza wskazując — jeżeli chcesz, poradzimy się indyczki.
Indyczką zwano przekupkę siadającą z różnemi rupieciami na Imbarach. Wyglądało to na żarty, ale od Harkiewicza znosić trzeba było wszystko. Wziął pod bok Wołodkiewicza i poprowadził go do przekupki.
— Jejmość! Sławetna pani Pawłowo — zawołał — przyszliśmy do niej po radę.
Indyczka się wzięła w boki i patrzała na nas, coraz to nosem pociągając, bo chustki znać zapomniała w domu.
— O cóż to Jasnym panom chodzi? — spytała.
— Jeden mój znajomy sumienie sobie okaleczył — rzekł Harkiewicz — co tu na to robić? Przykładaliśmy plaster złoty, nic nie pomaga; co gorzej, kalecząc siebie, drasnął i czyjegoś honoru... Tamten sobie nic przykładać nie daje.
— Hm? Co waćpan mącisz, plączesz po swojemu, panie Pisarzowicz! — krzyknęła przekupka — daj ty mi święty pokój z sumieniem, i ustąp się, bo ludziom łokieć mój zasłaniasz.
— Widzisz asindziej — dodał Pisarzowicz — kiedy pani Pawłowa rady dać nie umie, cóż ja dopiero, będąc sto razy od niej głupszy! Ona ma kamienicę na Łotoczku, a ja w komornem siedzę na Kardynalii.
Mieliśmy już odchodzić, gdy Harkiewicz wziął Wołodkowicza pod rękę.
— Chcesz rady? idź, zjedz flaków z imbirem, napij się dobrego wina, przejdź się po zamkowej górze, wykąp się w Wilii, konie popaś, piernika kup na gościniec i wracaj do Nieświeża, a mnie do nóg Księcia Jegomości racz złożyć.
To mówiąc odszedł.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.