Myśleliśmy, że pół waryata — i nie oglądając się, poszliśmy na Zarzecze.
Wojski mieszkał u krewnych, w nędznym dworku starym, pokrzywionym i brudnym. Ledwieśmy się do niego dopytali. Wojżbunowie stali na pięterku nizkiem, do którego się po wschodkach lichych w ciemnościach drapać było potrzeba. Zapukaliśmy do drzwi, i Wołodkowicz nie czekając pozwolenia i nie pytając wszedł. Stary leżał na łóżku, ale ubrany, nikogo przy nim nie było. Obok na stoliku książka od nabożeństwa, a na niej różaniec kapucyński. Ręce miał pod głową założone, twarz wybladłą i pozapadaną, po skroniach żyły jak sznury. Dość nań było spojrzeć, aby ochota odeszła od konwersowania.
Spojrzał na nas długo, i poznawszy znać kłaniającego mu się Wołodkowicza, wstał szparko, jakby go sprężyna podniosła, zadygotał, siadł, rękami się wspierając obiema na łóżku.
— Czego ty tu chcesz? czego? czego? — zakrzyczał — pokoju mi i tu jeszcze nie dajecie? wy, Radziwiłłowscy służalce! Znam was wszystkich, na twarzy wam wypisano, żeście się ludźmi być wyrzekli, wiem z czem przychodzicie! Tyś Wołodkowicz przyjaciel od serca tego Miecznika, który ani serca nie ma, ni sumienia. Imię nosisz szlacheckie, poczciwe, a lokajską pełnisz służbę. Czego chcesz? co ci twój pan kazał powiedzieć??
Wołodkowiczowi krew twarz zalała.
— Panie Wojski — rzekł jąkając się — i wiekowi pańskiemu i żalowi się przebacza obrażające wyrazy. Służę Radziwiłłowi nie dla chleba, ale dla przyjaźni. Posłuchaj pan: Książę chwilowej krewkości swej żałuje. Każdy człowiek uledz może gorączce i zapamiętaniu. Bóg raczy wiedzieć, czyście go sami do tego nie doprowadzili. Aleć wszelki żal i gniew ma miarę i granice.
— Są takie żale, którym miary nie ma — odrzekł Wojski wzdychając. — Spokoju u was tylko proszę, więcej nic. Dajcie mi pokój! zapomnijcie o mnie!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.