wypłakane, twarz bladą, usta sine, brwi ściągnięte. Ubrana jakby po zakonnemu, wyszła przez drzwiczki uchylając głowę, potem podniosła się, wyprostowała, ręce założyła na piersi i stanęła, śmiało patrząc na Wołodkowicza, który się kroków parę cofnął.
— Nie dręczcież ojca mojego — rzekła głosem, w którym jakby łzy czuć było — nie dosyć wam tego coście na dom i głowy nasze zanieśli? Czy chcecie go dobić? mnie dobić, aby występku śladu nie zostało? Nie mogąc szablami, dorzynacie nas słowami i wstydem. Gdzie uciec od was? dokąd się schronić? Już na tej ziemi kąta spokojnego nie mamy.
I odwróciła się ku ojcu, który stojąc blady, drżał.
— Idźmy my ztąd — dodała — gdy ich się pozbyć nie można.
Wojskiemu znowu się ręka podniosła i wskazywał na drzwi. Spojrzeliśmy na siebie, nie było tu co dłużej popasać; skłonił się Wołodkowicz zły i kwaśny, poszliśmy. Obu nam pot zimny ciekł z czoła; kawał uszliśmy Zarzeczem, nim słowo się z ust dobyło.
— Cóżem miał czynić? — wybuchnął wreszcie Wołodkowicz. Byłeś świadkiem. Z niemi żadnej rady nie ma. Daremna rzecz! złe się stało, zapomnieć o tem potrzeba; póki oni sami nie ochłoną i refleksya im nie przyjdzie lepsza.
Uszliśmy zaledwie kilka kroków, gdy patrzymy, stoi w pikowanej czapce Harkiewicz, jakby na nas czekał.
— Piękny dzień, mocpaneńku — zawołał zdala — chodziliście pewnie do łaźni? Na Zarzeczu dawniej łaźnie były sławne i postrzygaczów dużo mieszkało.
Nie było mu co odpowiadać, przyłączył się do nas, a po chwili zapytał Wołodkowicza:
— Domyślam się, że musieliście z sobą przywieść złoty plaster, o którym nie wiem czy ja mówiłem, czy Indyczka, ale mniejsza o to... Jakiej on jest wielkości, czy nakryje całą ranę?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.