tykając, z Lidzkiego szczególniej, i co krok: — Jak się masz? Co ty tu robisz? Góra z górą! — Natrafiliśmy tu i na Szyłejkę, który przyjechał za pokupkami do domu, a na prawdę, żeby się rozerwać, bo oprócz trochy szafranu, migdałów i rodzenków i kandyzowanego cukru, więcej podobno nic nie zawiózł na Sierzputowszczyznę. Szyłejko całą sprawę znał, z Dulembami był dobrze, przyszło mi na myśl przez niego sprobować z młodym się zetknąć. Szyłejko przyrzekł go przysposobić, ale zapowiedział, iż pono nic z tego nie skorzystamy, bo Dulembie panna już drzwi zamykała, widzieć go nie chce nawet, i zapowiedziała mu, że ani za niego, ani za nikogo w świecie za mąż iść nie chce. Dulemba lamentował, rozbijał się, pod oknami próżno błądził.
Przyrzekł mi Szyłejko, że nas jakoś sprowadzi, bośmy jemu pomagać byli gotowi, byle on nas wspierał nawzajem. Wołodkowicza już korciało nazad do klasztoru i niedługo zabawiwszy kopnęliśmy się oba, Furtjanaśmy spytali, czy już Gwardyan powrócił? Odpowiedział, że jeszcze nie. Im dłużej bawił, tem dla nas lepsza zwiastowała się nadzieja. Chodziliśmy oczekując na niego, i różnym świętym obrazom po nad drzwiami cel się przypatrując. Już nieszpory się kończyły, gdy nareszcie chód dał się słyszeć i nasz poseł się pokazał; ale z miny zaraz widać było, iż nic nam dobrego nie przynosił z sobą. Otworzył drzwi celi milcząc, weszliśmy za nim, spuścił kaptur, dobył chustki z rękawa, czoło otarł, westchnął.
— Przepadła legomina i barany! — zawołał — nic nie zrobiłem!
I ręce rozpostarł.
— Bóg widzi, szło mi o łaskę książęcą więcej niż o jałmużnę, przemawiałem rzewnie do ojca i do córki (otarł znowu pot kroplisty z czoła). Kamienni ludzie, powiadam wam, kamienni! Nagryzłem się, namęczyłem, nahuczałem, darmo...
Cóż więcej pytać było?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.