Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

Obejrzał się tylko na mnie, i nimem się strzemienia uczepił, pókłusował już polem.
Dopędziłem go o staje. Jechaliśmy bez drogi. Konia parę razy popędził Książę i poczęliśmy biedz wyciągniętego, nie patrząc czy rów czy dół, czy miedza; to już końska była sprawa dawać sobie z tem radę. Ani słowa do mnie nie zagadał, jam też nie śmiał. Jechaliśmy długo, poczęło się powoli zmierzchać. Okolicę doskonale znałem: zmiarkowałem zaraz, że ku Rabce jedziemy, i zrobiło mi się zarazem straszno i przykro.
Po kiego licha budzić takie wspomnienia, kiedy to już przyschło i przebolało?
Wtem i Rabka nowa się pokazała. Książę prościuteńko się na dwór kierował. Oczom nie chciałem wierzyć, myśląc tylko, co to z tego będzie?
Podjechaliśmy pod wrota, stał chłop koło nich. Książę słowa nie mówiąc zsiadł przed bramą, na mnie skinął, jam też zeskoczył, oddaliśmy chłopu konie, a sami po cichu weszli boczną furtą w podwórze.
Tu nikogo nie było, cicho, sroki siedziały na płocie, kilka gęsi piło w kałuży koło studni. We dworze w jednem oknie już się świeciło. Okiennice jeszcze nie były pozamykane, więceśmy nawet widzieć mogli, co się wewnątrz działo. Siedział na krześle Wojski przed kominem, a córka tak samo ubrana jakieśmy ją w Wilnie widzieli, w czerni cała, stała przy nim sparta na poręczy. Książę popatrzał, rozmyślać się zdawał jeszcze, widziałem jak się przeżegnał i ku sieni postąpił.
Mnie, rad byłem czy nie, cofnąć się nie było sposobu. Zapukawszy zaledwie zlekka do drzwi, Książę otworzył je i wszedł, kołpak zdejmując zgłowy.
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Oczy Wojskiego i córki podniosły się nań, i osłupieli.
Na twarzach ich bladość trupią postrzegłem i przerażenie; Wojżbunówna drgnęła i na tył się po-