dniku dopadłszy, nim się uraczyć. Byłem głodny bardzo i niepomierniem go użył. Ledwiem od miski wstał, poczułem, że mi coś niedobrze. Wziąłem się do mojego zwykłego lekarstwa, wódki z pieprzem, ale i to już nie pomogło. Rzuciło mnie tegoż dnia w taką opętaną febrę, żem nazajutrz w malignie ludzi nie poznawał. Chłopcam tylko jednego miał z sobą, i to takiego ślamazarnika, że siadłszy przy mnie, ręce łamał, płakał a rady żadnej dać nie mógł. Gdy paroksyzm cokolwiek odszedł, nie było innej rady, musiałem się kazać zawieźć do szpitala do Panien Miłosiernych.
Dali mi tam, jako książęcemu słudze, izdebkę osobną, schludną, i tylkom w niej legł, weszła panna starsza z drugą siostrą obejrzeć mnie, co mi jest i czego mi potrzeba. Poznali zaraz że febra, ale nie dobra. Mnie zaś, mogę powiedzieć, że na chwilę choroba odstąpiła, gdym na pannę przybyłą ze starszą popatrzał. Nie mogłem od niej oczu oderwać, tak mi się coś w jej twarzy przypominało.
Ale gdzie i jak ja ją widziałem, tegom sobie nie mógł na żaden sposób przywieść do pamięci.
Ona też popatrzała na mnie, jakby jej coś twarz moja mówiła, ale wprędce zwróciła się do panny starszej, która właśnie dysponowała co mi dać i co ma czynić ze mną.
W kilka godzin po położeniu się w szpitalu, przyszedł drugi piekielny paroksyzm tego febrzyska, a naprzód ziębienie takie, że mi zęby dzwoniły, potem srogi ból głowy i gorączka do nieprzytomności.
Co się naówczas zemną działo, anim wiedział, aż nazajutrz, gdy osłabiony obudziwszy się, otworzyłem oczy i ową siostrę znowu ujrzałem siedzącą przy łóżku mojem.
Wpatrzyłem się w nią, nim spotrzegła, że się przebudziłem, i jakby mnie nagle olśniło, poznałem w niej, zmienioną bardzo, Wojżbunównę.
W istocie ona to była. Wiek na twarzy jej zostawił ślady, ale coś jej z dawnej piękności pozostało.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.