Nuż od początku czytać jakoś, i we troje każdy wyraz z listu dobywać. Pismo było dość długie; w niem Konrad uwiadamiał o wszystkich podróżnych przygodach, a mianowicie, iż znalazł towarzyszkę życia, młodą, piękną, do której serce jego przemówiło, i z którą już pierścionki zamienił. Prosił o mszę na intencję swoją księdza proboszcza, o wyporządzenie stosowne domu, o zakupienie potrzebnych zapasów; upewniał, że dobrą przywiezie im panią.
W przypisku dodał, że Maciek zostaje u szewca Polaka na terminie w Wenecji.
— O już jak ja tego bestję znam! — zawołał Pukało — tobym przysiągł, że albo tam jest majstrowa, — czego, Boże broń dla zgorszenia, — albo majstrówna... ani chybi..
Ale o Maćka było mniejsza; posmutnieli wszyscy na tę wesołą wiadomość, bo co do domu polskiego żona cudzoziemka!!
— Skończyły się dobre czasy, — szepnął Pukało, — powoli składając list — chociażby ona była najlepsza, już to ani ładu, ani składu nie będzie. Przewróci tu młoda jejmość do góry nogami wszystko na cudzoziemski sposób.
Murzynowska łamała dłonie.
— Ani się z nią będzie rozmówić! — zawołała — kto zresztą tam wie co oni tam jedzą?... skąd ja jej wezmę tych pulpetów i soporów, do których tam jejmościanka przywykła?
— Gdyby tylko choć dobra katoliczka! — zawołał z kolei proboszcz, — ale mnie to pociesza, że we Włoszech wszyscy są w obedyencji kościelnej.
— Nie musi to znów być nic wielkiego, córka kapitana okrętu, — dodał Pukało — ani familjantka, ani bogata.
— Ale! gadaj waćpan zdrów! — podchwycił proboszcz — w Wenecji, gdzie naród cały po morzu żegluje, najwięksi patrycjusze na statkach życie spędzają... i skarby wielkie zyskują, opływając świat...
— Jak tylko jeszcze wielka pani to stokroć gorzej — rzekł Pukało — bo z państwa rodzą się muchy w nosie, nie z czego.
— Ja jestem prosta kobieta, — przerwała z westchnieniem Murzynowska — rodzę się z Grabinkowskiej, a ojciec był podstarościm; aleśmy przez złych ludzi utracili substancję... No! no! dosyć; nie chcę być długą... ale wiedzą ludzie, że nie byłabym do tego doszła, ażeby się po cudzych tułać kątach... gdyby... Ja jestem prosta kobieta, ale wiele widziałam małżeństw takich, czy pańskich, czy chudopacholskich, gdzie żona była cudzoziemka. Zawsze, nie prorokując szło to koślawo.
— Ale waćpani zapominałaś, że on sam i weneckiej familji pochodzi — zawołał Dalifur.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Półdjablę weneckie.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.
— 97 —