wczytywał. Mając zaś tak prawie jak dwie ojczyzny, obu się uczył, obu wspomnienia cenił i zbierał.
Był on właśnie ojcem bohatera naszego Konrada Lippiego, pospolicie Lipińskim zwanego.
Po upadku konfederacji barskiej, wielu z tych, co w niej czynny udział mieli, zniechęconych stanem rzeczy obecnym lub spodziewających się rychlej jego zmiany, rozpierzchło się po Europie. Niektórzy z sercem osmutniałem a piersią, pełną poezji tej uroczystej doby, która religijnego ducha podniosła, powrócili do domów, aby przy roli i pracy zapomnieć o tem, co bolało. Odpasane szable zawisły nad łożem przy ryngrafach z Matką Boską Częstochowską, a żołnierz w kitlu płóciennym i skórzniach po kolana, poszedł za płógiem, odśpiewując pieśń księdza Marka do Matki Boskiej i Królowej... niebios.
Do tych rozbitków, którzy się wałęsać po obczyźnie z razu nie chcieli, należał i Konrad Lippi.
Dziedziczył on po ojcu i dziadzie wieś ową w Poznańskiem, Robnin, na której jeziorze jeszcze w ruinach stały fantazje dziadowskie, a razem spadło na niego niezasłużenie i przezwisko owo — Półdjablę Weneckie, — które już szło z ojca na syna.
Konrad wychowany był bardzo troskliwie i starannie przez ojca, który też chciał, aby choć jeden z synów jego włoskie pochodzenie rodziny miał i w duszy, więc go obok łaciny, języka włoskiego wyuczyć dobrze kazał. Ojciec jezuita, Włoch, który się Konradem zajmował, wywiązał się z tego nader szczęśliwie, tak, że młodzieniec i język, i dzieje drugiej Rzeczypospolitej znał jak własne polskie. Ale sercem jakoś więcej był przyrósł do tej ziemi, na której się urodził i wychował.
Konrad, gdy konfederacja się zawiązała, przystąpił do niej, i jako prosty żołnierz bić się poszedł; potem nieprześladowany jakoś, do rodzinnego kąta mógł powrócić.
Ale na niego tam nikt nie czekał... Konrad dawno był rodziców stracił, siostrę miał zamężną aż w Kaliskiem, brata rodzonego osiadłego w Prusiech około Chełmna, a w domu z rodziny żywego ducha. Wyruszając na wyprawę, powierzył gospodarstwo, mienie i zarząd interesami, staremu Pukale. Pukało, Litwin, kędyś od Kowna rodem, pacholęciem się był jeszcze przybłąkał do dworu w Robninie do rodziców Konrada, służył najprzód przy pokoju, potem przy gumnie, pomagał ekonomowi, wyręczał pisarza, ale że wyrobił się z niego człowiek bardzo poczciwy, stateczny, rozsądny, w końcu mu powierzono tak jak wszystko: klucze, regestra, pieniądze i nowy dziedzic wcale mu ich odbierać nie myślał, boby sam pewnie tak jak on rady nie dał.
Pukało był wzorem tych starego autoramentu rządców, co się tak z rodziną zjednoczyli, iż swojego własnego interesu niemieli,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Półdjablę weneckie.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.
— 7 —