Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Półdjablę weneckie.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.
— 140 —

się o tem dowiedzieli, a raczej domyślili tego, gdyż Polak ów, Wenecjanin razem, był nadzwyczaj skryty, powiedzieliśmy sobie, ja, nieboszczka pierwsza żona moja i ta niegodziwa a przebiegła Madelonetta... (która już naówczas choć nie miała lat piętnastu, dobrze w oczy mężczyznom patrzała..) »Źle być musi... źle! źle!« Był bowiem tak oszalał z tej nagłej miłości, która go pochwyciła jak choroba, że na żadną więcej kobietę patrzeć nie chciał. Była tu naówczas signora Zenobia Boccatorta, śpiewaczka pysznej piękności, jak dzisiejsza żona moja (lubo ta ją bogactwem form i świeżością kolorytu o wiele przechodzi...) lecz ani na nią, ani na uśmiechającą mu się Madelonettę, dzieweczkę nieszpetną i piętnastoletnią... spojrzeć nawet nie raczył... Ecco!
Na Lido raz wraz do kapitana Zenona... A miał z sobą chłopaka, wyrostka, który też nie tracąc czasu, znalazł sobie na Mercerjach szewcównę, córkę Naniego, o którym wieść chodzi, iż był także Polakiem... i w tej się też do szaleństwa zakochał, choć podówczas całemu miastu oprócz ojca wiadomo było, że Vittorini, o którym zaraz obszerniej powiemy, dawno był ją zbałamucił.
Cazita, córka kapitana Zenona — mówił dalej Zanaro — z pomocą Anunziaty, ciotki swej, rzuciła urok na bogatego Polaka... Tak jest panowie! był to urok, a może nawet dały mu pić jaki filtr miłosny, gdyż stare niewiasty są w tych rzeczach bardzo biegłe... przekonał mnie o tem Beroni.
Odprawiono zaraz Sabronego, narzeczonego Cazity, któremu Anunziata zaswatała wprędce piękną Giulję (między nami mówiąc, na jego nieszczęście...) Polak się piorunem oświadczył i ożenił... Wszyscy naówczas mówili mi: »Signor Zanaro... fałszywy wróżbicie, otóż widzisz jak się to wszystko złożyło szczęśliwie...« A jam odpowiadał z głęboką wiarą w wielkie prawdy, których mnie nauczył Beroni: »Czekajcie, a patrzcie końca!!«
Cóż się dzieje! Polak z Cazitą jadą do jego kraju, chłopak zakochany zostaje w Wenecji przy Nanim i ma się żenić, a ja patrzę i powtarzam: »Czekajmy, a patrzmy końca...«
Niedługo czekałem: jak luną nieszczęścia... Matko Miłosierdzia! sprawdziły się przepowiednie moje do ostatniej kropelki.
— Jak? — szanowny panie Zanaro...
— Zaraz opowiem wam to, poważnie ciągnął gospodarz. Ecco! Niedługo zabawiwszy w Polsce, przyciągnął, aby się wyroki spełniły, Polak ów do Wenecji z żoną... Tymczasem kapitan Zeno ze statkiem swym przepadł... ani wieści, miano go za umarłego... odprawiali nawet za niego nabożeństwa żałobne, świadkiem ojciec Serafin... a nabożeństwa te, zdaniem teologów, jeśli na drugim świecie nie zastaną duszy, dla której były prze-