Co duch zbroił w człowieku, zwalało się na nerwy, a na te były też lekarstwa; i gdy nerwy spętano, że się dusza niemi posłużyć nie mogła, zdawało się, że i ona być musi zdrowa.
Werner pod pozorem obiadu zaszedł do dworu, umiał nawet nieznacznie dopytać się języka chorego i pulsu, ale znalazłszy go wycieńczonym, z gorączką, po długiem badaniu, odjeżdżając, powiedział Pukale:
— To jest choroba... i to nie jest żaden choroba... jemu trzeba żonka... zabawa... wesołościa... będzie jemu zdrowa...
— To także mi nowinę powiedział za mój czerwony złoty! — rzekł Pukało. Niby to ja tego nie wiem, że jak będzie wesół, to nie będzie smutny! Jak mu tę żonkę sprokurować... dalifur... to sęk...
Mozolił się i kłopotał Pukało, i naradzał z Murzynowską, która bardzo jakieś skuteczne ziółka uspokajające z dodatkiem szafranu zalecała... ale pan Konrad w żadne lekki wdawać się nie chciał, sechł i trybu życia zmieniać nie myślał.
Rok też cały w okropnym niepokoju strawił Pukało. Posyłał do siostry, ale ta dla blizkiej słabości przybyć nie mogła; dawał wiedzieć bratu, który na krótko zjechał i przerwał trochę jednostajność Robnina; ale gdy za bramę wyruszył, znowu Konrad pogrążony w myślach, na ścianę począł patrzeć.
W końcu potrzeba było nareszcie uwierzyć, czego od początku domyślała się i dowodziła stara klucznica Murzynowska, że na pana Konrada jakiś fatalny urok rzucono. Chodziło tylko o to, gdzie wyszukać baby, któraby naturę tego czaru rozpoznawszy, umiała mu go skutecznie odjąć — i żeby pan Konrad nie opierał się doświadczeniu, jakieby na nim uczynić chciano... a poddał się odczarowaniu z pokorą.
— Że to są uroki — mówiła uparcie Murzynowska — na to bym gardło dała... Młody człowiek... to nie jest żadna choroba... ludzka tylko przewrotność, zemsta, nasłanie. Ale jak go tu na babę namówić!!
Pukało nawet wniosku tego uczynić się nie podejmował. Tymczasem Murzynowska po baby znachorki od wsi do wsi, dowiadując się, latała... Ale czarownice jakoś już naówczas były rzadkie. Do drobnych posług można było znaleźć je jeszcze, nawet do zdjęcia uroku i zrzucenia go na psa... ale z pana szlachcica żadna się nie podejmowała »odczynić« nasłania.
Już Pukało miał księdza namówić, aby pod pozorem jakiego błogosławieństwa, duchownych użył egzorcyzmów, a to opętanie zdjął z niego — gdy nagle niespodziewana zupełnie zaszła zmiana.