Było to jakoś wczesną wiosną, a właśnie owies siać miano i Pukało z nim pospieszył, bojąc się, ażeby rola do zbytku nie oschła, pamiętny na przysłowie: »Kto rzuca w błoto, ten zbiera złoto «, — gdy z największem podziwieniem swem, mając siadać na stępaka, odebrał ze dworu wezwanie, ażeby niezwłocznie do pana przyszedł.
Przestraszył się starowina, bo od czasu jak tak zachorzał, nigdy go pan Konrad nie wzywał, a mało kiedy nawet wieczorem się z nim rozgadał...
— Cóż to tam takiego? zapytał chłopca, który przybiegł po niego, — czy nie przyjechał kto?
— Nie, nie ma nikogo, pan sam, proszę jegomości — odpowiedział tak zwany węgrzynek, w istocie Maciek ze wsi rodem, — tylko od wczorajszego wieczoru, cości panicz jakby to zdrowszy... Trochę nawet se podśpiewuje, krząta się po pokojach, ubrał się jakoś i czuprynę do góry zaczesał...
— O! o! dalifur.. a to chyba cud!... krzyknął stary.
I zaraz stępaka oddawszy stajennemu, pospieszył.
Zastał pana Konrada w ganku, i aż mu się, spojrzawszy nań, lice też rozpromieniło... Był ubrany, twarz miał nieco bladą, ale świeżą, w oczach powrócona młodość świeciła, jakby inny, odrodzony wyglądał człowiek...
— Pan Jezus przy dziecięciu! — zawołał w duchu — a cóż to się święci? — i podszedł ostrożnie, a z cicha, jakby się obawiał spłoszyć tę odrobinę wesela, tego zwiastuna lepszej przyszłości.
— Czy pan mnie kazał wołać? spytał udając obojętnego, choć mu serce biło.
— A! chciałem cię prosić, mój poczciwy stary przyjacielu — wdzięcznym głosem odpowiedział panicz, — miałbym z tobą co do pomówienia.
— Aby dobrego! zawołał Pukało: toć ja zawsze na usługi pańskie... Choć w tej chwili chciałem przypilnować jak tam oni owies siać będą, ale niech tam gumienny idzie... On nie ma konia... nasienia nie ukradnie przecię, — a nim zabronują, to i ja doskoczę...
— Siadajże-no na ławie... sam siadając, rzekł Konrad. Nie napiłbyś się wódki?... ranek chłodny...
— Ba a skim? sam wódki nie piję — odparł Dalifur.
— No, to ja do was przypiję...
— O! to z miłą chęcią...
— Wiesz co, po kieliszku staruszki... — dodał, uśmiechając się młody człowiek.
— Już zgoda, choćby na witryol... — rzekł uradowany Pukało.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Półdjablę weneckie.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —