Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Półdjablę weneckie.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.
— 45 —

stanąć podoba w. Ekscelencji? w sali i oddzielnym apartamencie, czy w kilku pokojach wesołych, lepiej jego incognito zachować mogących?
— Jak najskromniej, — rzekł wreszcie Konrad, którego włoszczyzna zdziwiła Zanara.
— Wszystko na rozkazy! pojmuję miłość ciszy, spokoju i zacisznego kątka! w. ekscelencja masz gust, którym i ja się szczycę! Ale pozwolicie spytać, z jak dalekich krajów szczęśliwie wiatry tu tak dostojnego dały nam gościa!
— Jadę z Polski! — rzekł Konrad.
— Z Polski! — w dłonie klaskając, zawołał Zanaro, udając zachwycenie. — O! jakżem szczęśliwy! z oblicza to waszego odgadywałem, na tem czole maluje się szlachetność waszego narodu, który ja kocham i wielbię! Pozwólcie, abym kraj szaty waszej ucałował. Eccellenza...
— Ale choć Polak, — dodał z uśmiechem Konrad — jestem zarazem Włochem i Wenecjaninem; familja moja pochodzi...
— O Boże wielki! — oburącz uciskając piersi, krzyknął Zanaro — a to cud! a to szczęście niewysłowione! Pozwólcie, bym wam się przypatrzył, bym się nasycił wami, bym niegodnemi usty imię wasze wygłosił.
— Lippi de Buccelis, — rzekł Konrad.
Gospodarz łzę otarł wzruszony, już mu tchu brakło.
— A! rzekł ciszej — tylko patron mój, oblubieniec Marji, mógł mi tak wielkie i rzadkie dać szczęście... Widzicie uczucie, jakiego doznaję... Rodzinę Lippich, główny ród Buccelich znam, znam z dawna, wiem ich zasługi i dzieje, nowym się one blaskiem na ziemi polskiej okryły.
Skłonił się.
— Dość, — rzekł — nie chcę was utrudzać wyrazem uczuć moich; cieszę się, że tak dostojna osoba trafiła pod dach uczciwego człowieka... Oddadzą mi też sprawiedliwość w Wenecji, żem tu pośród tysiąca szalbierzy i oszustów sam jeden czysty jak szkło naszej fabryki w Muranie... Spocznijcie eccellenza! — dodał, wprowadzając go do pokojów pierwszego piętra dosyć wspaniałych, choć nieco obrukanych. Dom cały, ja, rodzina moja... na usługi wasze... sam zajmę się installacją.
Węgrzynek stał ogłupiały, pewien będąc, że trafili szczęśliwie, albo na krewnego, lub na starego przyjaciela domu. Konrad był zmieszany... Gospodarz już czuł się panem, ale chciał okazać się łaskawym, i po chwili usunął się nieco, przyrzekając tylko obiad godny samego Doży.
Jakoż w godzinie obiadowej nadszedł sam zapraszając eccellenzę, i dając do wyboru albo samotny posiłek w pokoju lub honorowe miejsce u swej »tavola rotonda«.