kuglarz właśnie hece z małpą wyprawiał, i olbrzymia kobieta grała na bębnie. Jak tu było wytrzymać?
— A co mi się ma stać jak wyjdę? — rzekł do siebie; jużcić bez rozpytania nazad do gospody potrafję, bo i wiem, że się Malta zowie! A tuż nic nie ukradną, bo trzosy gdzieś na przechowanie oddane, a drzwi się dobrze zamykają... Pan nie zaraz powróci...
Jak rzekł, tak uczynił; ale się węgrzynek nie rozrachował dobrze z następstwami wycieczki. Nim zszedł z piętra po cichu, kuglarz i olbrzymka znikli, lud się rozszedł, na placyku nie było już co robić i na co się wyszczerzyć. Węgrzynkowi świerzbiały pięty strasznie.
— A no, pójdę przed kościół Św. Marka, — rzekł sobie — to się podziwię tym złocistym obrazom, bom takich jak żyw nie widział.
Drogę znał trochę, i przez placyk pociągnął bardzo przyzwoicie na sam plac, przeżegnał się przed kościołem, zdjął czapkę, Zdrowaśkę odmówił, a począł się przyglądać, a przyglądając się i dumał.
— Po co to oni cztery konie na kościele postawili? Chyba to te, któremi Św. Marek przyjechał przez morze, — odpowiedział sam sobie i westchnął.
Tłomaczenie własne uspokoiło go co do koni. Wpatrzywszy się w jeden z mozaikowych obrazów, mocno sięzgorszył i znowu okrutnie zadumał. Spostrzegł na nim doskonale wyobrażonego świeżo zabitego wieprza[1]. Tyle razy po Bożem Narodzeniu i przed Wielką-Nocą oglądał podobne na folwarku, myśląc o przyszłych kiełbasach, że nie mógł się omylić. Nie znając legendy, nie rozumiejąc co tam wieprzowina robiła na kościele, Maciek posmutniał...
Odszedł zgorszony od kościoła, a tu zegar ze swemi sztukami, bijący właśnie zatrzymał. Tuż przez bramę widać było ciasne uliczki na Marcerjach. Gdy zegar przestał bić i sztuki wyprawiać, Maćkowi się okrutnie zachciało wejrzeć tam w głąb tych ciasnych szyj, obstawionych sklepikami.
— Kiegożbym licha nazad nie miał trafić! — rzekł w duchu — a no pójdę, zajrzę.
A miał na sobie, jak przystało, odzież nowiusieńką z węgierska, z cienkiego sukna cale ładną, i pasik kowany, i czapeczkę, magierkę piękną, i wyglądał bardzo przystojnie; ludzie się też na niezwykły strój poczęli trochę gapić. Szczególniej
- ↑ Wenecjaninie wykradając ciało Św. Marka, okryli je wieprzowiną, aby odstręczyć od ściślejszego przeglądania urzędników granicznych. Jeden z obrazów na kościele to przedstawia.