bardzo. Hrabina spowiadała się u niego i znajdowała go bardzo uczonym i wybornym dyrektorem sumienia, młody hrabia lubił z nim pogadać, a stary widział go z przyjemnością u swojego stołu. Równie dobrze był ks. Leon z plenipotentem hrabiów, którym był niejaki Margocki.
Przeszłość jego ciemna jakaś i nieodgadniona, w życie jego głębiej wejrzeć nie dozwalała. Zjawił się na horyzoncie przy dworze i osobie starego hrabiego, zrazu jako miły rezydent, doradzca i factotum. Pośredniczył w pożyczaniu pieniędzy u żydów i chrześcian, posyłany bywał gdy hrabia sam gdzie jechać sobie nie życzył, a w końcu z tego faktora wyszedł naturalnym awansem na pełnomocnika... Sama hrabina dosyć go też lubiła, a niemożna było nielubić w istocie. Żadna rękawiczka nie jest podatniejszą od niego. Znać na nim było wychowanie wyborne, wielkie otarcie w świecie, pojęcie jego życia potrzeb, zamiłowanie zbytku i elegancyi, ton miał doskonały, trafność w postępowaniu niezmierną, a przytem — co w takim domu wiele znaczy — prezentował się tak pięknie, mówił, chodził, tańcował z takim szykiem arystokratycznym, iż hrabina często patrząc nań przez nieopuszczającą ją nigdy lornetkę, mawiała:
„Saves-vous, ja się zawsze muszę dziwić zkąd Margocki prend ce grand air. Nabrał go u nas, to pewno, mais l’avoir su se l’approprier si bien!“
Margocki zastępował gospodarza, bawił gości, urządzał partye, obmyślał zabawy, szukał pieniędzy, opędzał natrętów i przytem wszystkiem miał dobry humor niczem nie zachwiany... a choć nie zbyt młody,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 01.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.