powierzchowność bardzo miłą. Łysina go nawet nie szpeciła. Ubrany zawsze wedle ostatniej mody, wyświeżony za interesami państwa jeździł z ich liberyą powozami i końmi najlepszemi; lubił się bawić na swoją rękę, zawsze w dobrem towarzystwie tylko, pił i grał jak niemożna lepiej. W kółku któremu się wyłącznie poświęcał, był, można powiedzieć, ukochany. Z wielu sobie podobnymi, okręcając się ciągle w dostojnem kole, sam miał się za pana, za arystokratę i za coś nad gmin lepszego. Nie krył się wcale ze swą wzgardą dla dorobkowiczów, dla ludzi nowych, dla... proletarjatu... Proletarjatem tu zwało się wszystko, co nie chodziło w białych rękawiczkach i nie mówiło po francuzku... Nikt też niemiłosierniej nie szydzi, z naszych sansculottów, liberałów i demokratów patryotów i polonusów.
Słowem Margocki był stworzony dla hr. Skwirskich, jak oni dla niego. Jak ich interesa robił, sądzić było trudno — to pewna że, mimo olbrzymich często w podołaniu im trudności, zawsze sobie jakoś dał radę. Ks. Leon był z nim bardzo dobrze, łączyła ich wspólna nienawiść ku Kanonikowi — którego Margocki wprost — czerwonym i rewolucyonistą nazywał... W czasie pobytu hrabiostwa i w czasie ich niebytności także, plenipotent zamieszkiwał jedno ze skrzydeł pałacu, gdzie życie wiódł co się zowie wystawne, wygodne i wesołe. Miał cały dwór, kuchnią i stajnią na usługi.
Dobrze o podal od pałacu, parku, stajen i zabudowań dziedziców, stał folwark gospodarski, dla samej pompy wspaniale wymurowany i zdala bardzo pokaźny. Pół drewniany, na pół murowany dworek
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 01.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.