Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 01.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

jak to dawniej bywało, — ale po dzisiejszemu chęć zużytkowania nauki i talentu dla zyskania majątku i pozycyi...
— Mój drogi, możnaż tak sięgnąć w duszę człowieka? — broniła matka.
— Winienem może, ale z rozmów Juliana wnioskuję, bodajbym się mylił — dokończył Kanonik.
— Bóg widzi, to ożenienie ze śliczną, miłą, dobrą Zosią, to dla mnie było zawsze marzenie o które modliłam się do Boga, — no, dziś, trudno się łudzić — trudno! Będą tu różne krzyżować się wpływy i zajdą rzeczy... niespodziane. Zosię już ciągną do pałacu... Hrabina uczyni to dla Margockiego, który widocznie poluje na posag i majątek Ostójskiego. Dziewczę najpoczciwsze, ale młode i słabe, a urok pańskości na umysł młody wielki...
Potrząsła głową staruszka.
— Nasze piękne sny i projekta trzeba pono pożegnać — dodała...
— Niech to tam Pan Bóg sobie złoży jak wola Jego — dodał Kanonik. — Żyłem długo na świecie, jedna mnie prawda uderzała nieustannie — bo to iż najczęściej o co się człowiek najmocniej stara, czego najgoręcej pragnie, na złe mu wychodzi, czego się lękał, zbawić może. — Zdajmy się na Opatrzność i idźmy ufni w nią prostą drogą.
— A! tak! tak! kochany bracie — powtórzyła matka Juliana, — ja też nic nie pragnę dla niego, tylko żeby czystym i poczciwym pozostał.
— Amen! — rzekł Ksiądz, — reszta dodaną mu będzie.
Szli tak drożyną ku plebanii powoli, słońce było