wieczorem stary intrygant, który wiedział jak prowadzić interesa, poszedł do folwarku, wymanewrowawszy tak, by był pewien że zastanie samą pannę Klarę. Udało mu się przedziwnie, gdyż Ostójski z córką poszedł na probostwo, a panna Klara pozostała dla zajęć gospodarskich...
Była nawet w stroju tak zaniedbanym, iż zrazu nie życzyła sobie przyjąć Margockiego, ale ten polecił służącej powiedzieć, że ma interes pilny. — Panna Klara zmuszoną była wyjść.
Postrzegłszy ją stary kawaler, posunął się z wymuszoną grzecznością na spotkanie.
— Przepraszam jeślim jakie zajęcie pani przerwał, ale chciałem i potrzebowałem parę słów na osobności pomówić.
Panna Klara zarumieniła się, chociaż daleką była od przypuszczenia by — para słów na osobności, ją osobiście obchodzić mogła...
— Co pan dobrodziej każe? ale proszęż zająć miejsce...
— Pani dobrodziejko — zawołał Margocki — spodziewam się iż wielu słów potrzebować nie będę, żeby ją przekonać jak dobrze życzę całemu ich domowi... Uwierzy mi pani.
— Panie dobrodzieju! mój brat i ja doświadczyliśmy jego łaski tylokrotnie...
— Otóż i teraz z prawdziwej dla państwa życzliwości, przychodzę zaprosić pannę Zofiję, aby odwiedziła i zbliżyła się do hrabinej. Uzna pani że i gustu do muzyki nabrać może, bo hrabina była uczennicą Liszt’a, i na tak dobrem towarzystwie zyska. Dla młodej osoby jest to nieoceniona zręczność.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 01.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.