Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 01.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

szlachtą i poczuwszy za granicą, iż szlachectwo coś znaczy, a ma swą cenę, kazał sobie już wyrzezać herb... który rodzinie istotnie szlacheckiej podobnego nazwiska należał. Sam zaś przed sobą tłómaczył się, iż rodzina zubożała, a w nizkim bycie i o swem pochodzeniu zapomnieć mogła. Gdy Kanonik prawdziwy karmazyn, ledwie o swoich przodkach co wiedział, a herbu nie używał przez poczciwą skromność, ks. Leon plebejusz szczery wyszlachcił się gwoli krescytywie.
Matka ks. Leona, szczęściem dla niego, trzymała gospodę na żwirówce o jakie mil dziesięć od miasteczka a bez, pozwolenia syna nie śmiała doń ani pisać — ani przyjeżdżać. Wzdychała biedaczka za swym jedynym, posyłała mu co oszczędzić mogła i czekała by się nad nią zmiłował. Zwykle ks. Leon raz w rok jeździł do niej, gdy na nadzwyczajne wydatki potrzebował zasiłku. Wyrachowywał się tak ażeby przybyć nocą, stawał w austerji jako prosty podróżny i zabawiwszy przez wieczór, uciekał do dnia. Siostrę, która była wydaną za leśniczego, prostej kobieciny, obarczonej pięciorgiem dziatek, od lat wielu nie widywał wcale. Z rozkazu jego matka nie powiedziała gdzie przebywał i zawsze przed nią utyskiwała, że się Leonowi źle dzieje, aby siostra do niego nie zawitała, czego się niezmiernie obawiał. Miał bowiem tę słabość, że chciał za syna niegdyś majętnej szlachty uchodzić. — Za takiego miał go i Kanonik i wszyscy tutaj, a w pałacu nawet było przekonanie, że familia z której ród prowadził, była très comme il faut.
Wiadomo że stary Mniszek, ostatni dziedzic Wiśniowca tylko rodowitą, odwieczną szlachtę, tem com-