nie pomoże... ja na swojem postawię... Brat ma tyle rozumu iż się da przekonać, zresztą pani hrabinie odmówić tego nie może.
Panna Klara począwszy się tak podbudzać do przewidywanej wojny, doszła do tego, że się rozgniewała na brata i Zosię, choć jeszcze z niemi nie mówiła. Sama argumentowała, sama odpierała swe dowodzenia, sprzeczała się, roznamiętniała i gdy wszedł Ostójski z córką, zupełnie spokojny, ledwie się opamiętała iż oni jeszcze o niczem nie wiedzieli.
— Niechże ja Zośce pierwsza powinszuję — zawołała podbiegając do progu.
— Mnie? czego? — spytało dziewczę śmiejąc się — cóż się stało?
— Hrabina przysłała Margockiego prosząc ciebie do pałacu...
Zosia aż krzyknęła ze strachu i przerażenia i zakrywszy także oczy, poczęła wołać:
— Za nic w świecie! za nic! jestem chora, jestem... co każecie wszystko zrobię — ale tego nie chcę... nie chcę!
Ostójski spojrzał na siostrę, na córkę i wąsa pociągnął.
— Już! już! pieszczoszka się rozchodziła — przerwała ciotka — czekaj, powoli, spokojnie, pomyśl nim się będziesz zarzekać.
— Bez namysłu! i już nie chcę...
Ojciec milczał.
— No, dobrze, nie chcesz — zgoda — rzekła panna Klara uśmierzając w sobie gniew — dobrze, hrabina się obraża, przychodzi odnowienie kontraktu, ojcu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 01.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.