Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 01.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

działa tylko tyle ile ona sama opowiadała. Przez jakiś czas występowała pono na scenie jednego z paryzkich teatrów, potem dawała lekcye w Paryżu. Hrabina naprzód brała ją do grania na cztery ręce, potem podobawszy sobie, zatrzymała stale i można powiedzieć, że w niej zakochaną była.
Signora Carita Selvi mogła się w istocie podobać, powierzchowność miała śliczną... typ w niej włoski, południowy nie z tym swym ogniem wybuchającym gwałtownie występował, który często raczej przestrasza niż pociąga, ale jakby mgłą okryty, złagodzony, łzawy, cały w sobie zamknięty. Prześliczne jej nadewszystko oczy czarne, z pod długich rzęs patrzały coś mówiąc tak nakazująco, tak tajemniczo, tak otumaniająco iż ich potędze oprzeć się nie było podobna. Wzrokowi towarzyszył uśmiech łagodny, smętny, i wyraz twarzyczki melancholijny i namiętny razem.
Coś tajemniczego, skrytego było w niej całej, w postaci, chodzie, uśmiechu, mowie, wzroku... jakby w przeszłości niedojrzanej pogrzebała coś strasznego, co uśmiechem jak mogiłę kwiatami trzeba było przysłonić. Carita nie była nigdy ani wesołą bardzo, ani nazbyt ożywioną, z nowymi znajomymi dziecinnie bojaźliwą, ale gdy raz strach ten przezwyciężyła przylgnąć umiała, przytulić się, jakby szukała opieki i obrony... Z łatwością dziecięcia potem i naiwnością dziecinną zabierała sobie ludzi i pętała ich tem że się do nich przywiązywała, że im zdawała się ufać bez granic.
Trudno zresztą określić wrażenie jakie Włoszka czyniła — to pewna że mężczyzni na zabój się kocha-