Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 01.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

szedł pieszo, Julian wziął laseczkę tylko... ks. Wikary ich wyprzedził.
Herbata podaną być miała na ganku od ogrodu i parku, gdzie już hrabina siedziała w krześle z lornetką nieodstępną, dzierzgając jakąś Cluny, ubrana przepysznie w suknię jedwabną koloru Bismarckowskiego z czarnemi koronkami. Przy niej piękna Carita, która zawsze chodziła czarno — wiedziała że jej z tem było do twarzy... szczebiotała dosyć wesoło. Wikary trochę opodal w nowej sukience, w pasie czarnym, przeglądał jakąś książkę, niekiedy mięszając się do rozmowy. Margocki chodził po ganku gryząc w ustach gałązkę, naostatek młody hrabia w stroju rannym, dosyć poufałym, nogi sparłszy na stołeczku i skrzyżowawszy dla wygody tak że wyższe kolano na równej z brodą było linii, palił sobie cygaro. Jeden palec swobodnej ręki założony miał bardzo elegancko za wykrojony rękaw kamizelki.
W takim rozkładzie zastało towarzystwo pałacowe przybycie panny Klary, Zosi i Ostójskiego, który posłusznie rękawiczkę podartą trzymał razem z kapeluszem... Hrabina nieco się poruszyła na fotelu nie wstając, młody hrabia rzucił cygaro i powoli dobył się z głębin krzesełka, Wikary powstał, Margocki pospieszył gościom towarzyszyć. Hrabina pilnie przez lornetkę naprzód poczęła się przypatrywać Zosi, na którą oczy Carity i hrabiego były też zwrócone...
Dzieweczka zaledwie trochę żywszym niż zwykle okryta rumieńcem, wcale nie zmięszana, swobodna, przywitała się grzecznie... Panna Klara była poruszona „do głębin duszy“ jak później mówiła. — Po pierwszych kilku słowach, gdy siadać już miano, wszedł Ka-