ku wywartego, uśmiechnęła się nieco — nie zmięszała wcale.
— Tak! święte to uczucie przywiązania do kraju, — lodowato mówiła hrabina, — ale ono nas zaślepiać nie powinno! Myśmy jeszcze tak nizko.
— Aleśmy byli wysoko, — odparła Zosia śmiało, — a i wspomnieniami żyć można.
— Bardzo rezolutna! — szepnął młody hrabia Margockiemu.
— Mais elle est charmante la petite avec son patriotisme si naif et si bien senti! — szepnęła półgłosem stara hrabina do Carity, odpowiedziawszy wprzód Zosi grzecznem słówkiem.
Panna Klara napróżno dawała znaki siostrzenicy, nic one nie pomogły. Rozmowa która się stała powszechniejszą, dozwoliła Zosi równie stanowczo i oryginalnie odezwać się kilka razy. Ciocia była pewną że się dziecię gubi — truchlała — tymczasem — stało się co się często dzieje, hrabina, młody hrabia, znudzeni monotonią codziennego swego towarzystwa, serwilizmem otoczenia do którego nawykli, znaleźli Zosię nadzwyczaj miłą, dowcipną i — zachwycającą. Zosia, która sądziła sama iż zrazi ich do siebie — pociągnęła... Śmielszy ton jej odpowiedzi poprowadził rozmowę z wybitych kolei zwykłych, na nieco świeższą drogę... ożywili się wszyscy... rozweselili i hrabina w końcu poszła aż uściskać Zosię.
Potem poprowadzono ją do fortepianu — ale wymówiła się od grania. Nieszczęśliwa służebnica Carita musiała usiąść posłuszna i grać coś Chopin’a, coś Henselt’a... Dała się nawet uprosić sama pani i zagrała Liszta ustęp z węgierskiego Rapsodu... z wielką
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 01.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.