gentleman angielski, obrał sobie za wzór lordów izby wyższej i na nich się z wielkiem powodzeniem wymodelował. Co do przekonań i barwy politycznej, był torysem najczystszej wody, a polskiego nie miał w sobie nic i przyznawał się otwarcie że się o to najpilniej starał, by się odpolonizować. Na naród do którego miał nieszczęście, jak powiadał należeć, zapatrywał się ze znanego bardzo stanowiska najwyższej pogardy i wstrętu. Dosyć ażeby co było polskiem, by dlań się stało niemiłem. Obyczaje, cnoty, wady potępiał znajdując zawsze ironiczną stronę we wszystkiem, z której się prześmiewać lubił.
Typ to wcale nie wyjątkowy. Mamy niestety, Polaków takich mnóstwo, którzy jeśli nie mówią jak hrabia, myślą jak on.
Stosunki w kraju ograniczyły się dla hrabiego światem urzędowym i małą liczbą tych domów, które się starają doń zbliżyć i należeć. Poniżej już dlań nie było ludzi z któremi by nawet zmuszony raczył przestawać... to była już ta nieznośna polonia, której nie cierpiał. Jeśli wypadkiem dłużej się w kraju zabawił a w cudzym gdzieś domu zaprezentowano mu kogo, naprzód starał się ręki nie podać, potem cofał nieco, pozdrawiał ukłonem dumnym, nie mówił słowa i oddalał się dając do zrozumienia iż zbliżać się nie myśli.
Za granicą hrabia wcale tak przebierającym nie był, w Monaco i Wiesbaden zasiadał do stolika gry obok największej hałastry europejskiej, zapoznawał się, bywał, przyjaźnił, ale w domu!! W kraju też zwykle z musu tylko siedział, na krótko i uciekał jak z atmosfery, którą wyżyć nie mógł.
Margocki z hr. Edmundem pospieszyli do oficyny
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 02.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.