Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 02.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

nowych gości swej żony nigdy słowa nie powiedział, nie zapytał, nie wszedł w rozmowę. Z jednym Wikarym czasem parę słów zimnych zamienił.
Po tygodniu gdy wszystko zdawało się iść już swym trybem bez najmniejszej z jego strony przeszkody... jednego poranka, namyśliwszy się hrabia napisał bilecik i oddał go swemu kamerdynerowi z poleceniem, aby go ktoś niepostrzeżenie odniósł na folwark... Kartka ta bardzo złą polszczyzną napisana i nieczytelna, zapraszała pana Ostójskiego, ażeby był tak grzeczny i nazajutrz o godzinie dziesiątej hrabiego odwiedził.
Ostójski, który zwykle wszystkie interesa z Margockim kończył, a z hrabią nigdy żadnego nie miał i mówić z nim nawet nie umiał, niezmiernie się temu zaproszeniu zdziwił i zafrasował, gdyż inaczej wytłómaczyć go sobie nie mógł jak — potrzebą pożyczenia pieniędzy — i to grubych. — Ulokować zaś na odłużonych dobrach na czwartym lub piątym numerze po landszafcie sumę znaczną, było toż samo co ją na wieki stracić. Wymówić się nieposiadaniem jej nie było sposobu znowu, bo zdrajca Margocki mógł o obrocie kapitałów szlachcica doskonale zawiadomić.
Nie powiedział zrazu nikomu o zaprosinach Ostójski, kabałę pociągnął, nie wyszła, był zły...
Trzeba było nazajutrz iść do pałacu o godzinie dziesiątej... rodziło się wszakże dla szlachcica pytanie którego on bez rady osób doświadczeńszych rozwiązać o swej sile nie umiał. W surducie iść, jako zrana, czy we fraku, jako do excellencyi i jurisdatora? — Nie chciał chybić jemu ale też i sobie, okazując się nieobeznanym ze zwyczajami światowemi. Instynkt dy-