powrócił był na folwark. Przyspieszyła powrót jego odebrana wiadomość o smutnej katastrofie, z której trzeba było ratować także swoje co się jeszcze u hrabiów miało. Na folwarku także czynność była niezmierna, strach i niepokój.
Zosia tylko pocieszała ojca że się wyniosłszy z tąd kupić coś mogą i spokojniej pozostać w domu własnym na przyszłość.
— Cóż ty na to Margocki — no mów.
— Mówiłem już, niech hrabia próbuje...
— A ty byś nie był tak dobry żebyś mi pośredniczył w tem? pomógł?...
— Ja? ależ ja nie wychodzę...
— Doktór ci już pozwolił...
— Wprawdzie, — dodał Edmund, — wiem iż sam się tam chciałeś posunąć, lecz sądzę że ci oddawna myśl ta odejść musiała. Byłaby to twoja dla mnie ostatnia przysługa i dowód życzliwości...
— Ale panie hrabio — ja — i nie mogę i — uchowaj Boże, coś przeszkodzi lub się nie poszykuje znowu, winę złożycie państwo na mnie. Pan Feller dobrze z Ostójskim znajomy, jemu lepiej przystało o taki interes się z nim rozmówić.
Urażony tą odmową hr. Edmund udał się do ojca naprzód, u którego już był milczące wyjednał przyzwolenie — a upoważniony przez niego posłał po Fellera, który w swej czarnej jedwabnej mycce na łysinie, przyszedł ze stoicką, swą zimną krwią na zawołanie.
— Kochany doktorze (Feller był naturalnie utriusque juris) okoliczność jest następujęca. Ratunek jedyny w ożenieniu.
Doktór głową potrząsł potakująco.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 02.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.