Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 02.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dzierżawcą u nas jest znany wam pan Ostójski, dobry, stary szlachcic, który ma córkę i sto tysięcy talarów. Córka mi się podoba bardzo, gdy tu bywała w pałacu; stoma tysiącami z landszaftą możnaby uratować główne fundum. Mogę się z nią ożenić. Warunek jeden aby ojciec i ciocia się wynieśli. Niemogę im wzbronić widywania się z moją żoną... lecz naturalnie w pewnych warunkach...
Tu hr. Edmund nieco obszerniej począł warunki te określać. Feller słuchał ręce założywszy w tył, czasem zażywając tabakę, z uwagą wielką, głowę tylko to w lewo to na prawo kręcił.
— Otóż kochany doktorze, ty który nas ratujesz z tego chaosu — dokończył Edmund — weź jeszcze na siebie pertraktacyę o to z panem Ostójskim. Nigdy on ani mógł marzyć o podobnym dla córki losie... Skorzysta z naszego położenia...
— Czy z nim kiedy była już o tem mowa? — rozpoczął spowiedź prawnik.
— Ojciec mi teraz wyznał iż trochę sprawę popsuł. Powinieneś wiedzieć wszystko, kochany Fellerze. Panna Zofia bywała w pałacu, ja byłem dla niej grzecznym i nadskakującym — hrabia się oburzył na sam cień mezaljansu, wezwał do siebie szlachcica i prosił go aby córka nie bywała w zamku. Poczem oni wyjechali zaraz za granicę... No — rzekł Edmund — źle to jest, lecz sądzę, zdaje mi się, że się to da naprawić. Panna, jeśli się nie mylę, będzie za mną...
Feller który tabakę zażywał, nic nie odpowiedział, spytał tylko, czy ma iść zaraz.
— Naturalnie im prędzej tem lepiej — rzekł Edmund,