Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 02.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

ba. Za nędzne sto tysięcy talarów!.. pokusa! Doktorze pokusa... Jakże? zgodziliby się.
— Są zmuszeni, — szepnął Feller, nic się im innego nie trafia.
Ostójski począł trzeć brodę i wąsy.
— Naturalnie, — mówił coraz ośmielając się Feller, — byłyby pewne warunki.
— Naprzykład? — spytał gospodarz.
— Widzicie, oni mają takie stosunki, że oczywiście, — muszą w wyborze towarzystwa być oględni. Prywatnie familia żony używałaby praw swoich, ale w pewne dnie... niepodobna by ciążyła na hrabi, który żonę może imieniem swem uczynić godną najwyższych towarzystw, ale rodziny jej zaślubić całej — trudno mu.
— Bardzo słusznie! — mówił powoli Ostójski, — rodzina powinna znać mores i pójść do nory gdy potrzeba... Tego się nawet spodziewałem, słuszny warunek...
— Widzicie — toby się już łatwo dało doprowadzić do skutku...
— Zapewne, bardzo łatwo, — odezwał się spokojnie Ostójski, — gdybym ja był zapozwoleniem, kpem, a moja córka głupią... Na nieszczęście, kochany Doktorze, ona ma rozum i serce, a ja choć prosty człek więcej sobie moje niepokalane imię szacuję, niż hrabiostwo tych bankrutów.
Ostójski począł się śmiać, widząc osłupienie Doktora Fellera.
— Na prawdę, śliczny targ dla kogo innego, tylko nie dla nas... kilka tygodni temu stary hrabia zakazał nam bywać w pałacu posądzając o to, żeśmy bałamu-