kroć sto tysięcy talarów, oprócz co jej stryj da wyprawy, a to pierwszy bogacz w Berlinie.
— Ale któż? co? jak się zowie? — pytał Ostójski.
— Ona jest synowicą sławnego bankiera, barona Sauera. Czyż byś pan o nim nigdy nie słyszał? a! to nie może być!
— A! ten co szachrował na kolejach.
— Szachrował? przepraszam pana, — rzekł Abraham, — on szpekilował — ja coś o tem wiem.
Ostójski się zamyślił mocno.
— Synowica Sauera?...
— Tak jest, a mnie ona wypada po siostrze — siostrzenica...
Ostójski osłupiał...
— Co waćpan mówisz! hrabia! ale to nie może być.
— Jak nie może być, kiedy jest! — rzekł tryumfalnie Abraham, — moja rodzona siostra była za Henrykiem Sauerem...
— Jakto? hrabia by się ożenił z żydówką? — zakrzyczał Ostójski, któremu się mięszało w głowie.
— No tak... ale ona już zapewnie przyjmie taką wiarę jakiej będzie potrzeba. Ja tego nie chwalę... a ją tak wychowali. Teraz i u nas taki wiek nastał, że ludzie swojej wiary nie trzymają.
— Ale cóż u sto djabłów, — rozchodził się Ostójski, — co mi asindziej prawisz panie Abrahamie, hr. Edmund żonaty z siostrzenicą waszą?
— I z rodzoną! — rzekł powoli Abraham, ruszając ramionami. — No, to co? to co? oni stara familia i my stara familia... my jesteśmy z pokolenia Lewi, a to wiadomo, że my egzystowali kiedy tych hrabiów na świecie wcale słychać nie było...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 02.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.