Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/103

Ta strona została skorygowana.

Gdy tak posuwamy się pod tą spieką, jakby pod piecem rozpalonym, król skinął ręką na mnie, abym się zbliżył, i wskazuje ku husarzom na prawo, by co rychlej ruszyli się zajmować pogórek.
— Leć wasze do nich, a powiedz — woła — na Boga żywego, niech mi co najprędzej biorą ten garb, a wyforują to tałałajstwo tam z nory!
Od spodu bowiem kupa była Turków zasiadła i przyczaiła się.
Spiąłem ja Pyladesa, który tego dnia cudów dokazywał, i pocznę sadzić; ale spadzistość miałem na drodze tak wielką, iż myślałem naprzód, że koń padnie, potem, że ja mu na łeb polecę. Na grzbieciem mu się kładł, by usiedzieć. Gdzieby był człowiek innym razem ledwie się stępa ważył, tu było w cwał potrzeba. Ciężar jeźdźca i broni zdawał się konia przygniatać, ale ten nieoszacowany Pylades wyrywał mnie ze wszelkiej toni; jam się, przeżegnawszy, modlił, on swoje robił. Tuż wpadam na husarzy trzeci szereg, alem się utrzymać nie mógł i poleciałem do pierwszego. Znalazłem się więc razem z nimi, którzy, nie czekając rozkazania, na Turków wsiedli podczas samej bitwy. Tłukli ich dobrze. Wzięła i mnie tedy chętka, bo cóż, miałem być nieczynnym spektatorem i martwym rozkazodawcą? Puszczę się w kupę z drugimi między one kaftany i pozawijane łby, a dobywszy szabli i zrobiwszy nią krzyż w powietrzu, kiedy nie pocznę siec w lewo, w prawo, nie patrząc! A mój koń też, poczuwszy, co to za gra, gryzie sobie i chwyta, co napotka!...
Turek bestja, olbrzym ogromny, w czerwonym kitlu, zakasawszy rękawy, z nożem w zębach od zapasu, sadzi na mnie wprost, krzywego handża-