Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/106

Ta strona została skorygowana.

Król do mnie, ujrzawszy namiot, odwrócił się, patrzy (a miałem całą twarz we krwi) i woła:
— A gdzieżeś się tak umalował?
Dopieram postrzegł i ja, że cały byłem pomazany przez Nałęcza, i począłem się uśmiechać.
— N. Panie, nie moja to jeszcze krew, chociem trochę z husarzami poharcował.
Pyta:
— I zdróweś?
— Nic mi, N. Panie, ani mnie drasnęli.
— To dobrze. Lećże, mój Mroczek, na rany Chrystusowe, do naszych działek, niech mi wszystkie walą w ten oto, widzisz, czerwony daszek. Za każdy strzał pięćdziesiąt talarów dam, by gęsto a raźnie! Niech dobrze celują, proś Francuza, zaklinaj!
Francuz był przy tych działach, Murié, aleśmy go zwali Marmurek, bo miał twarz od ospy tak popsutą, że wydawała się, niby żyły na marmurze.
Jużem się kopnął z miejsca, a król jeszcze za mną woła:
— Na krew Pańską, powiedz Francuzowi, niech nie odpoczywają, a do czerwonego namiotu walić!
Lecę tedy na złamanie karku, wprost do tych dział z rozkazem, i trafiani na największy zamęt: rozstąp się ziemio, nie ma flejtuchów do nabijania. Rozsyłają po obozie, by ich dostać, bo się w porę nie zaopatrzyli. Powiadam Francuzowi owo poselstwo królewskie i o talarach obiecanych: skręcił się, gorąca sztuka. Patrzę, porywa się za łeb, zerwał sobie perukę, bierze rękawice, chustkę z szyi, ano i tego mało, wyrwał z pluder pakę papieru drukowanego, skręcił to wszystko razem i w działo wpakował. Uśmiałem się z Francuza i jego go-