Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/108

Ta strona została skorygowana.

bu poczynania, czyli też jakąś osobliwszą łaską bożą oświecone, więcej od wszystkich dopatrzyło.
Jak stał król, tak nagle ruszył się, rękę podnosząc do góry:
— Niech będzie Imię Pańskie błogosławione! — zawołał — Bóg z nami! Pierzchną, złamani są! Husarzy naprzód! Husarzy, na miłość Chrystusa, naprzód!
Że wprzódy wydany był rozkaz, ażeby tu stanąć i spocząć, aż do jutrzejszego rana, wszyscy się dziwili niepomału, ale wnet, posłuszni, rozbiegliśmy się z nowym ordynansem.
Król, nie zważając na zdziwienie powszechne, bo tam, oprócz niego, nikt nic osobliwszego między Turkami nie dopatrzył, ciągle powtarzał:
— Na rany Chrystusowe, teraz pora, lub nigdy! Do jutra się opamiętają. Teraz im na kark wsiąść, kto w Trójcę Świętą wierzy!
Ta ufność, z jaką król ciągle jedno a jedno powtarzał, i po polsku, i po łacinie, i po francusku, tchnęła też we wszystkich jakąś wiarę niezmierną; ogarnęła chęć walczenia, męstwo i gorącość nadzwyczajna każdego; ruszyli się wszyscy, każdy sobie, żywo a mężnie.
Pchnął król zaraz jednego z oficerów księcia lotaryńskiego do niego o posiłki, drugiego do husarskich chorągwi, by na łeb na szyje szły naprzód. A tu w istocie na skręcenie karku jazda iść już musiała, bo przez takie wertepy z góry na dół, po murkach, przez winnice, nierównym strasznie gruntem, że się tam innego czasu ledwie pieszemu człowiekowi można było na nogach utrzymać. Zdawało się, że to wszystko pospada: przecież ludzi, bodaj nawet konie, jakiś duch ożywiał, które-