Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/110

Ta strona została skorygowana.

słychanego, a gwałtownego tryumfu, człek ani się rozpatrzyć, ani mógł opamiętać. Tośmy tylko przed oczami mieli, że otrzymujemy zwycięstwo, że się nam nic oprzeć nie potrafi. Król był jakby rozpromieniony, jasny, a dyszał i oczyma stał się cały; ksiądz, podnosząc krzyż wgórę, śpiewał już natchniony: „Te Deum laudamus“. Już nas wszystkich jakaś moc nieziemska prawie unosiła.
Nie było czasu dawać i odbierać rozkazów, samo się to już składało doreszty. Przed naszymi husarzami, jako wymiótł, pierzchało wszystko, a skoro pierwsze chorągwie tureckie tył podały, stał się niewypowiedziany popłoch i tumult w wojsku nieprzyjacielskiem, a trwoga taka, jakby sam Pan z niebios na nich zstąpił. Rzesze te niezliczone waliły się, cofały, uciekały, rzucając oręże i krzycząc, potraciwszy głowy i przytomność wszelką. Namioty gruchotano, pole uścielało się trupami, konie po ciałach żywych i zabitych, po targających się i obalonych rumakach, po wszelkim rynsztunku, nagromadzonym kupami, przeskakiwały. A tu, kto chciał, mógł sobie uczynić zadosyć, bo ledwo dziesiąty z Turków odwrócił się a odciął, reszta, parta całemi masami, uciekała, nie wiedząc dokąd, w najstraszniejszej rozsypce. Tu i ja straciłem wszelką przytomność, dostawszy tej, co i drudzy, gorączki. Puściłem się naprzód, koniowi wodze podawszy, począłem siec i rąbać, co się nawinęło. Ani wiem, gdziem był i co robił; tyle tylko pamiętam, że mnie Pylades niósł do góry i na dół, takie skoki czyniąc, iż się cudem na kulbace utrzymałem.
Jednym razem czuję, mimo ciągłego gorąca, które jeszcze nie ustawało, w nodze lewej, jakby