Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/134

Ta strona została skorygowana.

kształtna. Ale, bądź co bądź, jabym się w niej nie rozmiłował, choćby piękniejsza stokroć była. Dlaczego? Jużci nie wiem; oto może, iż naszych niewiast uroku rozumnego nie miała. Coś w niej dziecinnego było; patrzała i nie myślała; śmieszyło ją i bawiło wszystko; rwała i rzucała każdą rzecz łatwo, a śmiałość, choć niewinną, miała dziwną dla nas, snać wychowanie odebrała do innego życia. Była podobna do wesołego ptaszka więcej niż do niewiasty, na trud i pracę przeznaczonej.
Zapoznawszy się z nią, puściłem ich kolebką do kościoła, sam zaś powróciłem na gospodę, rozmyślając, co z tego wszystkiego będzie. Że z braćmi pana chorążego z racji tej Greczynki kłopot miał być niemały, to wątpliwości żadnej nie ulegało, jako i to, że mojemu małżeństwu ze starościanką będą przeciwni. Obaj oni bracia, pan Mateusz i pan Felicjan, na tym punkcie koligacji, krwie i paranteli byli nieprzełamani. Miałem jednak po sobie teraz chorążego, który tam dla mnie miał niejaki obowiązek i sam też siebie musiał bronić; stałem więc już lepiej. Zresztą Panu Bogu ufałem. Sit nomen Domini benedictum.
Z Krakowa, już wcześnie o sobie oznajmując, napisał chorąży do braci, dotknąwszy i tego, żem mu życie pod Wiedniem ocalił, ale nic o siostrze nie mówiąc. Napomknął też o swoich projektach małżeńskich zdala, dając do zrozumienia, iż się coś święci. Przewidując wszakże niemałe z braćmi trudności, że majątek był niedzielny, fundum jedno, frasował się, gdzieby żonę zawiózł, pókiby z nimi nie skończył sprawy. Ale natośmy w drodze radzić mieli.
Późną jesienią, o mrozach i grudzie, wyruszy-