Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/166

Ta strona została skorygowana.

— począł ów — a ja was tu głodem zmorzę i wybiorę.
— Starościcu, po ludzku mówmy! Co wam z tego przyjdzie? Ludziom śmiech, domowi wstyd, obmowa, szyderstwo z tego. Siostra zamąż wyszła, ksiądz przy świadkach ślub dawał; od męża jej nie odbierzecie. A to wam powiedzieć kazała, że rychlej umrze, niż mu wiarę złamie.
— Waszmość mnie uczyć nie będziesz, co mam robić, ani co imieniu mojemu ode mnie się należy — rzekł Nałęcz. — Róbcie swoje, my też.
— O co wam idzie? Próbujmy skończyć po szlachecku.
— Zaczęliście po zbójecku, a kończyć chcecie, ze strachu w układy idąc — zaśmiał się Nałęcz. — Wydajcie nam siostrę i tego panicza, to wyliczymy mu na skórze pamiętne i rzecz się skończy... Ot, co jest!
Buchnął tedy Grabowski gniewem, ale się pohamował i zawołał tylko:
— Ruszaj waść, skądeś przyszedł! Zobaczymy, czyja skóra garbować się będzie.
I tak się rozjechali w największej złości.
Rachowałem ja na chorążego, na podczaszynę, na to, że, jak się ludzie dowiedzą i hałas uczyni, to ich odwiodą od tego zamachu na nas; ale potrzeba było czasu, a tu głód za pasem. Jeszcze nie szarzało na dzień, Grabowski do mnie przychodzi i pyta:
— Znasz ty błoto dobrze?
— Niebardzo — rzeknę mu — jam tu nowy dziedzic.
— Dawaj mi przewodnika! Wydobyć się stąd muszę, aby wam odsiecz sprowadzić, bo szlachta