Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/37

Ta strona została skorygowana.

ufając w butę swoją, ani śmiem, ani chcę ujmować. Bywajcie waszmość zdrowi, a pamiętajcie, że jakoście doświadczyli, iż się Pan Bóg za niewinnością ujmuje, tak ujrzycie, że dumą gardzi i karci ją.
Siedliśmy na konie z Zegrzdą i stępa pojechaliśmy do domu, zostawiwszy tam ich z ludźmi, żeby się lizali, jak chcą.
Dał tedy Pan Bóg wiktorję, ale niewesołą, bo, myśląc, że Helusi mej najdroższej widzieć nie będę, i że mi ten dom zaparto, który był sercu memu najmilszy, tylkom nie płakał. Zegrzda, widząc mnie posępnym, rzekł, wracając:
— Bądź dobrej myśli, wszystko się to jeszcze odmienić może. Wiem, o co szło. Strachy na lachy.
Ja mu na to:
— Juściż, tam noga moja nie postanie więcej.
— Sami cię oni jeszcze może prosić będą.
Wróciliśmy do domu, gdzie przyjaciela przyjąłem, jakem mógł i umiał, bo mi swem przybyciem dogodził bardzo.
Cały dzień do nocy przegadaliśmy, więcej ja, niż on, bo był obyczajem swoim milczący. Tylkom to z niego dobył, że już na dobre o wyprawie wszyscy mówią, że też nam lada chwila potrzeba, nie mieszkając, pod chorągwie, bo będą jedne wici za troje. A tak się skończył zwycięstwem dla mnie ten dzień, który mógł być pohańbieniem.
Jedenastego julii jeszcze mi się przyzostał Zegrzda i jakoś mu się trochę gęba rozwiązała, gdy począł o starościńskim domu opowiadać. Senatorski ród, ale siła dopustu bożego przezeń