Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/39

Ta strona została skorygowana.

cia znowu mieli co po trybunałach i zjazdach rozrzucać. Ale Pan Bóg sieroty obrońca.
Odjechał Zegrzda ku wieczorowi, a choć małomówny, przecie mu język świerzbiał, że się wygadał o potykaniu się mojem ze starościcem i Herodem. Rozeszło się to piorunem po okolicy, a że ichmościów niespełna szlachta lubiła, ten i ów przybiegł winszować, żem rozumu nauczył, i radość była powszechna, i mnie omal na ręku nie nosili.
Przyjechali zaraz pan Grabowski i Sierociński, i nuż ściskać i całować.
— Bóg ci zapłać! Toś się gracko spisał! Powetowałeś honoru swojego i naszego. Będą na przyszłość ostrożniejsi ze szlachtą. A waszmości, nowo tu przybyłemu, posłuży to wielce, żeś sobie w kaszę napluć nie dał.
Zegrzda też rozniósł, jak się to stało, iż byłem cierpliwy i zimnej krwi do samego ostatka, a oni sobie lekko ważyli człowieka rycerskiego stanu, pomiatając nim tylko dla jego ubóstwa.
Byłoby mi to zwycięstwo na inkrutowiny między bracią szlachtą bardzo na rękę, gdyby goryczy nie dolewała myśl, żem już starościanki widzieć nie miał, ani się zbliżyć mógł do niej. Boćby mnie byli rozsiekali z gniewu, tak się odgrażali, gdybym się im na ich podwórzu pokazał.
Myślałem tedy: albo ją jeszcze spotkam w kościele, lub już nigdzie, póki Bóg łaską Swą rzeczy nie odmieni. A oto i listy, wzywające do powrotu pod chorągiew, nadeszły, i nie było co myśleć, tylko na koń co najśpieszniej, aby wstydu nie pić, ostatnim będąc.
Naradzaliśmy się tylko z Grabowskim i Zegrz-