Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/65

Ta strona została skorygowana.

druhami do śmierci i obiecują gdzie indziej bogato swatać i żenić.
Dopieroż ja w śmiech, ale musiałem się gorzko jakoś rozśmiać, bo Pakulski aż się ze stoika porwał.
— Mój panie Adamie — rzekę — stare to przysłowie: palca między drzwi nie kłaść. Anim się ja z panami Nałęczami chciał kłócić, ani łaski ich i dziewosłębów dziś potrzebuję. Pan Bóg mnie zaswatał sam, to mnie i ożeni; żebym zaś miał frymarczyć przyjaźnią starościanki, rzecz to jest ohydna, iż, gdybym nie wiedział, żeś mi ją przyniósł tu przez głupotę raczej niż złą wolę, tobym waszmości uszy poobcinał, iżeś się ważył takiego podjąć pośrednictwa.
Pakulski tedy do szabli. Pohamowałem go.
— Nie czas się rąbać — rzekłem. — Pójdziemy obaj na Turka, a jeśli całe kości przyniesiemy, służę waści, jak sam zechcesz i jak się spodoba.
Poszli więc jak zmyci, dobrze markotni, a jam przy swojem został.
Zaraześmy tedy z królem i dworem poczęli ciągnąć ku Krakowu, jako się napisało wyżej: pierwszego dnia do Falent, pana wojewody pomorskiego, gdzie król odpoczywał: trzeciego dnia do Nadarzyna, a tu obiad jadł, i przybiegli posłance, donoszący, że cesarskie wojska, z powodu bliskości wielkiego wezyra, cofają się na wyspę Szyt. Dalej ciągnęliśmy na Radziejowice, bardzo piękną rezydencję kardynała, do opactwa witowskiego pod Piotrkowem Trybunalskim, aż do Krotoszyna.
Tu też było się czemu podziwić: bo pałac hr. Denhoffa, ogród, wody w nim, jako rzadko gdzie