Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/86

Ta strona została skorygowana.

Jeden był głos, że podobnego Pyladesowi drugiego w całem wojsku koniaby nie znalazł.
Ale nie czas było o koniach naówczas myśleć, gdy wszystkie umysły tylko bliską walką z nieprzyjacielem, ostatecznym końcem naszej imprezy, naostatek ciężkiem położeniem naszem smutnie zajęte były. Można powiedzieć, że król tylko jeden nie utracił wielkiego ducha, a ten w nim rósł, owszem, z każdą godziną. W oczach nam z ciała opadł, policzki mu się ściągnęły, ale we dwójnasób ognia w oczach przybyło i takiej żywości młodzieńczej, żeśmy mu nastarczyć i podążyć nie mogli. Ja, com często koło namiotu sypiał i przede drzwiami na zawołanie stał, to wiem, że mi ciężko było tam bez snu wytrwać, gdzie król jegomość, i oka nie zmrużywszy, ani się zdawał trudzić. Ordynanse ustawicznie na wszystkie strony szły, bo, jako u naczelnego wodza, z każdego wojska szli odkomenderowani do tego ludzie przy jego boku, a listy, a rozkazy, a nieustanne odwiedziny książąt, grafów, wodzów, cudzoziemców wszelkiego narodu, najróżniejszych języków i twarzy, wolontarjuszów, kawalerów, chciwych sławy wojskowej i nauki rycerskiej pod tak wielkim wodzem.
Jednego dnia, niżeśmy jeszcze te góry nieszczęsne przebyli, nagle się rozeszła wieść, że cesarz sam przyjeżdża, aby króla naszego powitał; ale to było widocznie ułożone tylko, aby niby gotowość okazać, a w rzeczy bał się ruszyć i nie miał poco, bo tuby wcale nie poradził, a zamieszał dużo. Przybyłoby z nim ceremonji i parad, ostrożności względem poszanowania, a rycerska sprawa byłaby cierpiała na tem.
Z niezmiernym tedy trudem i uciążliwością