Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/98

Ta strona została skorygowana.

munję z rąk pobożnego starca, i naostatek błogosławieństwo na bój, do czego dodał po łacinie przemówienie ku nam i królowi.
Te tylko słowa jego zapamiętałem dobrze, iż odezwał się, kończąc:
— Jeżeli ufność macie w Panu, otrzymacie zwycięstwo. Si habetis confidentiam in Deo, obtinebitis victoriam.
Zaczem święty ów człowiek pokląkł, a potem położył się krzyżem i modlił, a gdy przyszło iść już na nieprzyjaciela, ująwszy krucyfiks w ręce, szedł przodem z nami, tak mężnie i spokojnie sobie poczynając, jakby jeszcze w kościele był, nie na bojowisku.
Wracając z kaplicy Św. Leopolda, król, który od wczora kropli wody w ustach nie miał, a sił potrzebował, musiał zasiąść pod namiotem, dla niego postawionym prawie w przodku szyku, poniżej zamku, gdzie mu obiad przygotowano, który spokojnym umysłem pożywał. Była godzina, myślę, około jedenastej na półzegarzu, kiedy wstał od obiadu.
Wdział był król na ten dzień uroczysty kontusz sukienny, niebieski na żupan biały, jedwabny; konia pod sobą miał maści płowej, bardzo dobrego i wytrwałego, pewnych nóg i wielkiej mocy, bo też miał co i nosić. Krom Pyladesa, który był przyjaciel, nie koń, i stworzenie rozumem obdarzone, takiego drugiego w całem wojsku nikt nie miał. Do samej nocy, idąc z królem po najgorszych drogach, nie utknął. Jechał koło króla jegomości, poprzedzając go, giermek z puklerzem, w kształcie herbowej Janiny, i chorąży z proporcem, do