Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/131

Ta strona została skorygowana.

bie postępował, bo Wanda teraz... wcale niespodzianie odziedziczy Podrańczę i — wszystko... Zawsześmy ufali w to, iż staruszka zrobi na naszą korzyść rozporządzenie i słusznie się to nam należało. Już jeśli nie całość, to część przynajmniej znaczniejszą wziąć byliśmy powinni. Ale — kiedy komu nie idzie to nie idzie. Staroście to niepotrzebne, użyć tego nie potrafi... Wanda!!


5. czerwca.

Nareszcie — wszystko skończone — i mój pobyt w altanie i w Podrańczu, prawdziwe męczeństwo. — Lecz coś dla względów familijnych uczynić należało, dla przyzwoitości — dla tego, aby nie okazać żalu do zmarłej, chociaż go do niej mieć możemy. O! tej altany i miłego w niej mieszkania nigdy pewnie w życiu nie zapomnę... Posłano mi siana na wilgotnej podłodze... Florek jeszcze urządził to znośnie. Mais nous avons compté sans notre hote... W nocy myszy i szczury... nie dały chwili spoczynku, musiałem świecę palić... bo się ich niesłychanie boję. Florkowi, który spał, pogryzły kamizelkę... Burza z piorunami w nocy i przez dach lał deszcz do środka, tak, żeśmy byli w obawie, w suchszym rogu czy i nas nie podtopi...