Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/157

Ta strona została skorygowana.

stwie a targował się o koszule tak, jak żyd... jak Boga kocham — jak żyd.. I gdzie tu teraz sprawiedliwość. —
Córka jakoś uśmierzyła ten wybuch żalu macierzyńskiego i — stara odeszła gderząc do kuchni.
Zostałem sam z Bellą, której mi żal było... Nie miałem co robić, słuchałem jej gniewów i skarg. Kazała zrobić herbatę, przyjąłem ją, zapaliłem cygaro. Nie było obawy, aby kto przyszedł, bo i Ferdynand zerwał z nią i Iwiński na nowo, jak zapewniała wracać nie myślał.
Dziewczyna prosta, naiwna, bez wychowania, ale też skromna, łagodna i dobrego usposobienia.
Spędziłem tu wieczór sam na sam, na słuchaniu zajmującego opowiadania o stosunkach z dwoma tymi panami i dowiedziałem się ciekawych rzeczy... Stara matka po kilkakroć wkraczała do pokoju, nie wiem prawdziwie, czy przez ciekawość, czy przez ostrożność, a na ostatek dała mi do zrozumienia, że dłużej siedząc, mógłbym jej córkę — skompromitować. Miałem tyle litości, że się jej w oczy nie rozśmiałem.
— Co innego proszę pana hrabiego, jak się zawiążą regularne stosunki — a żeby tak, komu się przyśni, znowu wchodził i siedział... toby ludzie