Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

mnie, jakem się znajdował. — Gustaw, którego odsadziłem literalnie od panny, przez okna salonu przypatrywał się smutnie pięknej okolicy. — Wkrótce jednak panna Aria znać chcąc dać dowód uprzejmości osamotnionemu, wstała i poszła mu sama ułatwić zapoznanie się z topografią miejscową... Pozostawała mi niema staruszka. Szczęściem Wlascha odwołano, a sama przyzwoitość zbliżyła do mnie kuzynkę...
Emilia wcale nie wypiękniała... znalazłem ją zmizerniałą i jakby zmęczoną...
Wstała i poprowadziła mnie rozmawiając po salonach.
— Nareszcie namyśliłeś się przybyć — rzekła mi cicho — gdy twój przyjaciel, pan Gucio, ciągle tu atentuje i pannę ci bałamuci...
— Sądzę, że nie wiele u niej zyskał, bo kochana Aria dosyć trudna — lecz przyznać mu muszę, że zręczny bardzo.
— Cóżeś robił przez ten czas? Przyznaj się — myślałeś o Wandzie!
— Myślałem — odezwałem się, tylko o straconych łaskach pięknej i dobrej niegdyś dla mnie kuzynki, która — pomnę to jak dziś — przyrzekła mi — bądź co bądź — przyjaźń swoją.
— I słowa dotrzyma — żywo dorzuciła Emilia —