Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

— Kochana kuzynko — dodałem, sauf votre permission, mnie się zdaje, że on się sam tego powinien był domyśleć.
— Jesteś bałamut...
— Serjo więc — nic nie ma jeszcze, dodałem.
— Stanowczego nic.
— To wybornie — rzekłem żartobliwie, kuzynka, która mi być przyrzekła przyjaciółką, może postawić warunek... niech mi da Arię... A wówczas...
Pokręciła głową.
— Ale Arji dać nie można! zawołała — nawet ojciec tego nie potrafi. — Arię trzeba wziąć — trzeba opanować jej serce lub głowę.
Aria włada ojcem i domem i wszystkiem, a nie ojciec nią. — Powiem ci otwarcie, że — choć się bardzo kochamy, właśnie z powodu jej nie mam odwagi oddać ręki Wlaschowi.
— Kochana kuzynko, a gdyby nie ta obawa, czyżby ci się mógł ten karykaturalny jegomość podobać?
Kochana kuzynka spojrzała na mnie z ironicznym uśmiechem.
— Na męża — wierz mi jest wcale znośnym, ma to naprzód, czego wam młodszym już braknie, — wiele zapału, ma serce... a że nie ładny i nie pokaźny... mój Boże!