Zrobiła minkę dziwną.
Po namyśle, postanowiłem zostać dłużej, choćby dla tego tylko, aby Guciowi przeszkadzać. To mi się jednak nie bardzo udawało, bo on i panna jakoś się rozumieli, zbliżali, uśmiechali, a mnie przystąpić było trudno... Nareszcie ku wieczorowi namyślił się wyjechać i zniknął... Chciałem go złapać na wyjezdnem, ale mi się bardzo zręcznie wywinął... Korzystałem z osamotnienia Arji, aby się zbliżyć do niej, nie unikała mnie wcale, owszem zdawała się wywoływać poufalszą rozmowę. Wieczór był bardzo piękny, księżyc świecił, otwarte stały okna salonu, po kolacji poszła się zeprzeć na balkonie, na ogród wychodzącym; udałem się za nią.
Nie raz mi tę sprawiedliwość oddawano, nietylko Mama, ale obcy, że jak wirtuoz umiem rozmowę poprowadzić. Myli się kto myśli, że to wielką sztuką nie jest; daleko trudniej powozić wyrazami, niż czterma dzikiemi końmi. W rękach biegłego woźnicy idzie konwersacja stępią, truchtem, kłusem, galopem, zwraca w miejscu, staje, rusza czwałem jak mu się podoba. Ludzi, z którymi się rozmawia, trzeba wypróbować z razu jak koni, bo są ludzie znarowieni jak one, lub wytresowani i charaktery różne. Dobry taki woźnica od razu cugle wziąwszy, czuje z kim ma do czynienia. Niepochlebiając sobie, talent ten
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/165
Ta strona została skorygowana.