— Cóżeś się to tak kuzynek zadumał o blasku księżyca? — spytała z przekąsem.
— Wie pani o czem? — Zadumałem się o szczęściu Gucia, którego pochwały słyszałem właśnie z ust panny... baronównej.
Emilia zwróciła się ku niej pytającą robiąc minkę. Jakto? Gucio się podobał.
— Bardzo — powtórzyła, skłaniając główkę. — Bawi mnie...
— Bawi! — podchwyciła Emilia — no, to jeszcze nie niebezpieczne.
— A cóż grozi niebezpieczeństwem? — spytała.
— Nie mogę tych tajemnic zdradzać! — odezwała się Emilia. W tem baron szukający jej wszedł żywo na balkon; rzuciła nas i wziąwszy podaną rękę, głowę tylko ku nam zwróciła, jak na pożegnanie i oddaliła się. Aria przysunęła się i stanęła niedaleko odemnie.
— A pana bawi czy nudzi moje towarzystwo i księżyca? — spytała żartobliwie.
— Ja chory jestem na chroniczne nudy — rzekłem...
— Choroba angielska — uśmiechnęła się. — Nie mówmy o chorobach, ja zdrowie lubię.
— Dla tego samego już ja obok Gucia nie mogę stanąć i łaski u pani nie zyskam.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/168
Ta strona została skorygowana.