społeczna, ale niewiem czy gdzie ona mocniej jak u nas czuć się daje. Spotkałem niedawno księżnę W... która jest praczką... a na salonie u Hrabiego pokażę ci, jeśli chcesz chłopca, który mi buty czyścił, z tytułem barona dziś miljonowym panem.
— Ale to po troszę zawsze tak bywało! odpowiedziałem.
— Dawniej wkradano się do naszych salonów, dziś je dorobkiewicze biorą szturmem. Mezaljansy codzienne. Straciliśmy majątki i to nas w niewolę zakuło... La fine fleure nie istnieje już, tylko pojedyńczemi egzemplarzami — towarzystwo dobre... nie do znalezienia. Koniec świata! powtórzył prezes... Mówił bardzo długo i istotnie ciekawe rzeczy, a nieustannie łatki przypinał, nie szczędząc i swoich, co się dali łatwo pożrzeć,,a sami winni, iż w tym awalgamie abdykując, powoli zniknęli. O ile mogłem uważać, hrabia Sylwester większą ma antipatję przeciwko panom, specyficznie galicyjskim, wyrosłym tu na austrjackich tytułach już po rozbiorze, niż do przybłędów z innych sfer społecznych... Dla czego, tego dobrze zrozumieć nie mogłem.
— Znoszę przyzwoitych łyków, rzekł mi. — Że się pną do nas, to nic dziwnego, nikt ich przecie z nami nie zmięsza, i za jedno nie weźmie, ale tej owsiuchy w naszym owsie czystym — nie mogę cierpieć.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/17
Ta strona została skorygowana.