czas tracisz. O Wandzie nie myślisz, to wiem, tę pannę Wlasch porzuciłeś, chyba o Julkę Hawryłowicz konkurujesz, bo już nie wiem o kogo.
— O nikogo, pani hrabino.
Ramionami ruszyła.
— A po cóż tu siedzisz? — spytała. Lato, jabym sama wyjechała choćby do Karlsbadu, jeżeli już nie dalej, ale mnie te nieszczęśliwe interesa trzymają, tyś wolny.
— Jestem leniwy! — rzekłem.
— Przyznaj się, co cię tu trzyma? — szepnęła sucho.
— Brak innego celu... myślę, ważę... nie mam odwagi może... apatja mną owładła.
— To prawdziwe nieszczęście — dodała — jako przyjaciółka matki radziłabym ci tu przynajmniej nie siedzieć... tu żadnego celu mieć nie możesz?
Była to delikatna odprawa; nie odpowiadając wziąłem za kapelusz i pożegnałem hrabinę, a nie pytając o pozwolenie, wychodząc, udałem się do pokojów Emilji. Właśnie Tartakowski od niej wychodził; twarz miał nieco weselszą.
— Przyszedłem się pożegnać, hrabina Maria dała mi formalną odprawę.
Emilia spojrzała na mnie. — Ale cóż znowu?
Nie wstrzymywała mnie jednak.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/179
Ta strona została skorygowana.