Nie było sposobu odmówić — przyrzekłem że będę.
Zdaje mi się, że Starosta ma projekta na mnie. Sumienie mu powiada, że winien mi wynagrodzenie. Nic by nie było naturalniejszego jak wydać Wandę za mnie. Ale — mój Boże — gdyby do tego przyszło — quel pensum! z tej zdziczałej dziewczynki zrobić — quelque chose de presentable. Co się tyczy zewnętrznej strony, powierzchowności, une couturiere parisienne, fryzjer... i jakoś by to poszło — ale z wychowaniem, z przesądami, z tym nieszczęśliwym patrjotyzmem złego smaku...
Musiałbym się jej poświęcić...
Wieczorem poszedłem do Belli. I tu zmianę zastałem... Matka zobaczywszy mnie widać z daleka, zeszła aż do sieni nadół, żeby mnie wstrzymać.
— Niech już chrabia nie idzie — bo nie można, rzekła — chwała opatrzności znalazł się uczciwy człek, go się na niej poznał...
Rozśmiałem się. No — któż taki?
— A! bogaty — co się zowie bogaty — choć ja tam w to nie wchodzę co za jeden. Giełdowy człek i bankowy... pełne zawsze kieszenie pieniędzy i nie skąpy... Nie piękny, szkoda mówić, jedno oko gdzieś stracił — ale czy to tam na to uważać... Ma to sobie za chonor, że został przyjęty po chrabi Fer-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/184
Ta strona została skorygowana.